Wzloty i upadki w rodzicielstwie
Jakie są blaski i cienie rodzicielstwa? W tej chwili trudno o tym temacie pisać. Im dłużej jestem tatą, tym większy mam z tym kłopot. No bo na przykład teraz. Piszę ten tekst w niedzielę, miesiąc później niż planowałem i obiecałem go oddać. Nie pamiętam już kiedy porządnie wypocząłem, nie przypominam sobie kiedy obudziłem się z uczuciem luzu, spokoju i braku pośpiechu. Mam wrażenie, że ciągle gdzieś gonię, a i tak nie zdążam na czas.
W dzieciaki, dom i rodzinę można włożyć każdy wolny czas jaki się ma. I na dłuższą metę potrafi to męczyć, drażnić, a nawet prowadzić do pogorszenia stanu psychiki. Jedno czego się jednak nauczyłem w ciągu dziesięciu lat budowania domu, to to, że żadna rodzina nie jest identyczna. I żadne dzieci nie są identyczne. Żaden dom nie jest identyczny, ani nawet warunki społeczno- materialne niemal u każdego się różnią. To wszystko to loteria, której nie da się przewidzieć.
To jak sobie radzimy z domem, ze stresem, z wychowaniem dzieci, zależy od tego jakie życiowe karty nam się trafią. Nie wszystkie dzieci utrudniają życie, nie każde dziecko jest wymagające. Czasami mamy do dyspozycji pomoc babci, dziadka, koleżanki, sąsiadki, a czasami nie mamy. Kłopot robi się przede wszystkim wtedy kiedy trafią nam się najbardziej niesprzyjające warunki do życia. Jeśli jesteś migrantem i wylądowałeś w nowym mieście sam, albo ze swoją wybranką – w Waszym świecie pojawia się dziecko, a pracuje tylko jedno z Was, to możecie na co dzień radzić sobie świetnie. Ale kiedy przyjdzie na przykład sezon chorobowy, w pracy skończą się wolne dni urlopowe, pieniądze stopnieją na koncie, bo ktoś znowu wyśle przelew z opóźnieniem, albo nie wyśle – to jest prawdziwy test na rodzicielstwo.
Kłopoty zwalają się na głowę lawinowo. Kiedy wokoło masz wolne ręce do pomocy, to rodzicielstwo to jest spacerek. Przyjemność, taka przyjemność jak spotkanie z kumplami przy piwku. Z zazdrością patrzę na rodziny, w których cała familia żyje w jednym mieście. Choć sam nie lubię jak jest wokół mnie za dużo ludzi, to jednak po zimowym sezonie chorobowym, marzy mi się, żeby mieć rodzinę blisko. Mając dzieci ze wszystkim zostaje się samemu. To jest właśnie test na bycie dorosłym. Masz pod opieką małe dzieci i nie możesz odpuścić w żadnym momencie. Musisz dbać o ich zdrowie, samopoczucie i WSZYSTKO co ich w życiu spotyka. I ten fakt potrafi zmęczyć. Ale to, że ja tak mam, nie oznacza, że ktoś inny będzie odczuwał tak samo. Być może Twoja rodzina jest kompletna, być może mieszka obok. Być może dziadków i rodziców masz blisko, a oni być może marzyli o Twoich dzieciach równie bardzo co Ty. Wszystko zależy od tego co Ci się przytrafi.