Tata na macierzyńskim? To jest możliwe
Tylko dobrze to policzcie!
Dlaczego – jako ojciec – wziąłem kawałek urlopu macierzyńskiego i cały urlop rodzicielski? Powodów jest kilka. Od pięknych i wzniosłych, po zwyczajne i przyziemne. Wszystkie były jednak ważne. Żeby było ładnie i przejrzyście, ponumerowałem wszystkie powody. Ale nie jest tak, że pierwszy jest najważniejszy, a ostatni najmniej istotny. Wszystkie miały znaczenie. Choć z czasem ich waga się zmieniała i zmienia do dziś.
Ale do rzeczy!
Powód 1: chciałem spędzić z Heleną jak najwięcej czasu
Nie oszukujmy się. Praca na etat obciąża i zabiera czas. Po ośmiu/dziesięciu godzinach w robocie każdy marzy o odpoczynku, a nie o zabawach z maluchem, przewijaniu, śpiewaniu. Uciekają spacery, ważne chwile. Zostają popołudnia i wieczory oraz weekendy. Tak wyglądało moje ojcostwo przy pierwszej córce (pozdro, Nata!). Przy drugiej chciałem być bardziej obecny, zaangażowany, bliski. I – zapewniam – urlop mi to dał. Jest kapitalnie. Jestem przekonany, że pracując na etat nie mielibyśmy z Heleną tyle wspólnego czasu, takiej bliskości i takiego zrozumienia.
Powód 2: finanse
Na urlopie macierzyńskim (który już mi minął) i na rodzicielskim (który ciągle trwa) dostaję 80 proc. pensji. I choć jest mniejsza o 20 proc., to cały czas jest dużo wyższa, niż 80 proc., które dostawałaby moja żona. Prowadzi własny biznes, jej składki na ZUS nie są wysokie. Mnie bardziej niż jej opłacało się być na urlopie.
Ale nawet gdyby nie odnosić się do naszej sytuacji, to statystyki są, jakie są: mężczyźni zarabiają więcej, więc ich zasiłek macierzyński jest zazwyczaj wyższy, niż ich żon. Przejście taty na urlopy (macierzyński i/lub rodzicielski) jest dla rodziny finansowo lepszym rozwiązaniem.
Powód 3: organizacja
Jak pisałem: żona prowadzi własny biznes. Jest cukiernikiem. Robi najpiękniejsze torty na świecie. Sama sobie ustala godziny pracy, a pracownię ma 15 minut piechotą od domu. I tak nam wyszło z rodzinnych analiz, że jak przejmę urlopy, to będzie mogła wrócić do pracy na pełnych obrotach, ale jednocześnie spędzać sporo czasu z nami (zagęszczenie roboty ma od środy do soboty). A nawet gdy pracuje, codziennie zaglądam do niej z Heleną w wózku (m.in. na karmienie). Gdybym ja pracował, taki układ byłby niemożliwy.
Powód 4: czas na zmiany
Nie ukrywam, że po ponad 15 latach pracy na etacie zwyczajnie chciałem też odpocząć od codziennej zawodowej rutyny. I zupełnie przy okazji postanowiłem wpisać się w nowy i słuszny trend rzeczywistego dzielenia się opieką nad dzieckiem. Bo jeśli my, faceci, ciągle będziemy się przed tym wzbraniać, to… dobrze się to nie skończy!
Przepisy (choć ułomne i niesprawiedliwe, ale o tym innym razem) są po to, by z nich korzystać. Więc skorzystałem. Miałem wielkie wsparcie mojego pracodawcy, znajomych, rodziny. Nikt nie był zaskoczony. Nikt nie utrudniał. Nikt nie robił mi wyrzutów. A koledzy i koleżanki wręcz zachęcali do pójścia na „dzieciowe” urlopy. Zabawne jest to, że największe wyrzuty… robiłem sam sobie. Martwiłem się, że zostawiam firmę, że przeze mnie ktoś będzie miał gorzej/trudniej. Zapewniam jednak: firma działa, nic się nie zawaliło. I u Was też się nie zawali! No i naprawdę: dziecko jest ważniejsze.
I na koniec: czy warto – będąc ojcem – wziąć urlop macierzyński i rodzicielski? Tak!
Jednak weźcie pod uwagę wszystkie „za” i „przeciw”, policzcie to dobrze. Może nie musicie od razu brać kilkunastu tygodni? Może choć miesiąc, dwa? Usiądźcie razem, rozpiszcie wszystko na kartce, sprawdźcie, czy Was na to po prostu stać.
To decyzja, której lepiej nie podejmować na podstawie historii jakiegoś gościa. Choć ten gość zapewnia: to najlepsza przygoda, jaka go spotkała!
Przeczytaj też: Niezbędnik ojca na urlopie rodzicielskim