Tata 2.0
Kiedy mój mąż zabierał na spacer do parku swojego najstarszego syna, zdarzało się, że do głębokiego wózka, którym wówczas podróżował mały Janek, podchodziły kobiety przechadzające się po alejkach i zaglądały do środka, upewniając się, że mój mąż nie potrzebuje pomocy i że Janek jest pod jego opieką cały i zdrowy. Był to 2005 rok – widok ojca opiekującego się niemowlęciem samodzielnie mógł wtedy wydawać się egzotyczny, a wręcz niepokojący. Czy podoła przewijaniu i karmieniu? Czy porwał to dziecko? Jak radzi sobie bez kobiety? Dlaczego nie jest w pracy? (“Urlop ojcowski” w tamtych czasach mógł brzmieć raczej jak tytuł skeczu, a nie jak realny i istotny element polityki społecznej).
Dzisiaj z wózkami dziecięcymi po parkach paradują dumnie okularnicy i osiłki, ojcowie młodzi i dojrzali, w miastach wielkich i tych całkiem malutkich. Czasem w pojedynkę, czasem z innymi ojcami. Nie budzą niczyjego zdziwienia i ich widok nie sprawia już, że znajdujące się w pobliżu kobiety postanawiają natychmiast ruszyć im z pomocą.
Ta zmiana, normalizująca obecność w przestrzeni publicznej diad składających się z ojca i niemowlęcia, zaszła w Polsce mniej więcej w ciągu dwóch ostatnich dekad. “Odkrycie” i kulturowe ustanowienie ojcostwa jako więzi z dzieckiem równie silnej, jak macierzyństwo, i jako źródła satysfakcji, jest jednym z etapów wielowiekowego procesu rozwoju emocjonalności w rodzinach. W “Historii dzieciństwa” Philippe Ariès opisuje proces ewolucji więzi między dorosłymi i dziećmi w kulturze europejskiej. Rodzina przez wiele wieków pełniła funkcję bardziej ekonomiczną, niż emocjonalną – była wspólnotą ułatwiającą przetrwanie i zachowanie majątku, a miłość między małżonkami nie była koniecznym warunkiem jej powstania i funkcjonowania. Stosunek do potomstwa, zdaniem Ariès’a, przez długi czas pozostawał dość obojętny, ponieważ ze względu na wysoką śmiertelność małych dzieci noworodki i niemowlęta nie zdążały prawdziwie zaistnieć w życiu dorosłych. “Obojętność wobec dzieci była bezpośrednim skutkiem ówczesnej demografii” – dowodzi Ariès. Dzieci, które przeżyły najwcześniejszy, najbardziej niebezpieczny okres, były włączane od razu w świat dorosłych i dzieliły z nimi pracę i zabawę. Centralne miejsce w życiu rodziny zaczęły zajmować dopiero w momencie, gdy edukacja stała się powszechna, a terminowanie u rzemieślników zostało zastąpione przez szkołę – miejsce, w którym dzięki zorganizowanemu nauczaniu dzieci oddzielonych od dorosłych ukonstytuował się osobny, dziecięcy świat. Rodzice interesowali się postępami w nauce, inwestowali w dzieci i zaczęli troszczyć się o nie i lokować je w centrum swojego świata w sposób przypominający dzisiejsze funkcjonowanie rodzin. Zdaniem Ariès’a w początkach XVIII wieku ukonstytuował się nowy wzorzec rodziny nuklearnej: połączonej silną emocjonalną więzią i stawiającą dzieci w centrum domowego życia.
Na pojawienie się nowoczesnego modelu ojcostwa – nazywanego niekiedy “ojcostwem zaangażowanym” – trzeba było czekać jeszcze paręset lat. Przez wieki – i wcale do niedawna! – ojciec rodziny był przede wszystkim jej żywicielem, autorytetem i postrachem (“bo powiem ojcu!”). Dzieci były na utrzymaniu ojców, ale praktycznie całą pracę związaną z realizacją ich potrzeb wykonywały kobiety. Kolejnym etapem w ewolucji ojcostwa jest utrzymująca się do dziś forma przejściowa pomiędzy ojcostwem “tradycyjnym” a “zaangażowanym”, czyli tak zwane “pomaganie przy dziecku” – konstrukcja zakładająca, że opieka nad dzieckiem to domena matki, zaś ojcu brakuje pełni kompetencji do zajmowania się dzieckiem i że powinien angażować się jedynie w sytuacjach awaryjnych. Ojciec bliski, dostępny emocjonalnie, kompetentny, dbający o rozwój więzi z dzieckiem i traktujący ojcostwo jako obszar, w którym można się doskonalić (czyli np. uczęszczający z partnerką do szkoły rodzenia lub czytający literaturę o wychowaniu dzieci) jest wynalazkiem ostatnich kilkunastu lat.
Jak widać, wartości i praktyki związane z rodzicielstwem – aktualnie zwłaszcza z ojcostwem – zmieniają się nieustannie. Pozornie drobne modyfikacje życia społecznego, które wydarzają się na naszych oczach (takie jak wpisanie króciutkiego urlopu ojcowskiego do polskiego kodeksu pracy), w perspektywie dekad złożą się na kolejne wielkie zmiany kulturowe. Uchwycenie zmiany w modelach ojcostwa na bieżąco jest trudne, ponieważ jednocześnie współistnieje w naszym kręgu kulturowym wiele form ojcostwa i różne modele organizacji życia rodzinnego. W zeszłorocznych badaniach CBOS dotyczących życia rodzinnego Polaków widać, jak stopniowo zwiększa się preferencja Polaków dla partnerskiego modelu rodziny: siedem lat temu był on znacznie częściej wybierany jako preferowany przez kobiety (50%) niż przez mężczyzn (43%) – obecnie ta różnica się zatarła i podobny odsetek kobiet i mężczyzn uważa równy podział obowiązków zawodowych i domowych za optymalne rozwiązanie (odpowiednio: 59% i 57%). Praktyki życiowe odbiegają jednak od deklaracji: model partnerski jest w rzeczywistości realizowany u 37% respondentów w związkach. W drugiej kolejności występuje w polskich rodzinach model nieproporcjonalny żeński – czyli praca zawodowa obojga partnerów, przy czym większość obowiązków domowych i opiekuńczych na spoczywa barkach kobiet (jego realizowanie deklaruje obecnie 21% respondentów). Niewiele mniejszy jest odsetek wskazań na model tradycyjny (on pracuje, ona prowadzi dom i wychowuje dzieci – 17%).
Gdzie zatem spotkać ojców partnerskich i prawdziwie zaangażowanych, forpocztę społecznej zmiany? W uchwyceniu momentu, w którym ojcostwo zmienia się z “pomagania” w bycie rodzicami na 100%, pomocne będzie przyjrzenie się blogom o rodzicielstwie prowadzonym przez ojców i tacierzyńskim kontom na portalach społecznościowych. (To właściwie ostatni moment na taką analizę, bo wskutek rozwoju influencer marketingu blogi i fanpejdże parentingowe przestają być przestrzenią jakiejkolwiek autentycznej autoekspresji i zmieniają się w fabrykę postów sponsorowanych przez marki suplementów, laptopów, odkurzaczy lub mebli).
Blogujące mamy bywają bardziej postępowe lub bardziej tradycyjne, natomiast aktywni w social mediach ojcowie są zdecydowanie progresywni: otwarcie kontestują tradycyjną koncepcję funkcjonowania rodziny, która spychała ich na pozycję żywiciela, posiadanie więzi emocjonalnej z dziećmi uważała za rzecz niewieścią i odmawiała ojcom kompetencji opiekuńczych (przyzwalając ewentualnie na uczestniczenie w nauce lub zabawie). Wielu nowoczesnych ojców przeciwstawia się całemu konstruktowi społecznemu opierającemu funkcjonowanie rodziny na różnicy płci i wynikających z tej różnicy odmiennych kompetencjach i obowiązkach. Cały ten blog jest swoistym manifestem, ukazującym, że ojciec to też rodzic. Taki sam jak mama. I moim małym marzeniem jest dotarcie z tą świadomością do jak najszerszego grona. Żebyśmy przestali być czymś dziwnym i nietypowym, niczym okazy w zoo. Żeby ludzie przestali robić wielkie oczy, gdy ojciec jedzie z wózkiem lub przytula dziecko. Żeby ludzie zrozumieli, że rola matki i rola ojca jest tą samą rolą i nie ma znaczenia płeć. Rolą kobiety i mężczyzny w procesie wychowania jest po prostu rola rodzica” – pisze jeden z najbardziej rozpoznawalnych ojców polskiego Internetu, Kamil Nowak z Blog Ojciec. Jarek Kania z Ojcowskiej Strony Mocy, który “został z dziećmi w domu”, gdy żona po urodzeniu trzeciego dziecka wróciła szybko do pracy, tak opisuje efekt odwrócenia tradycyjnego podziału ról: Gdy pojawi się okazja i wyjdziecie razem z żoną i dzieckiem do ludzi, to Twoje ojcowskie ego zostanie mocno połechtane w momencie gdy onieśmielone lub płaczące dziecko zamiast standardowo rzucić się w ramiona mamy, przyjdzie wtulić się do Ciebie. W końcu to z Tobą spędza więcej czasu. Pełne niedowierzania spojrzenia Twoich znajomych są wtedy świetną okazją do rozmowy i obalania mitu, że mężczyźnie nie potrafią zajmować się dziećmi. Kontestacja modelu tradycyjnej rodziny i odcinanie się od niezaangażowanego, zdystansowanego ojcostwa wydaje mi się rzeczą najbardziej swoistą dla blogów prowadzonych przez tatów – blogujące mamy robią wiele rzeczy inaczej niż ich własne matki, ale nie przeciwstawiają się tak mocno ugruntowanemu konceptu macierzyństwa.
W relacjach współczesnych ojców pobrzmiewa jednocześnie ubolewanie, że tradycyjny podział ról w rodzinie wżarł się w relacje społeczne na tyle mocno, że marzenie o równości rodziców w domu i w oczach dziecka nigdy nie spełni się w całości. Ojciec w drodze pisze z goryczą: A nawet jeśli się zaangażujesz na maksa i odkryjesz drogę do swojego serca to okaże się, że i tak będziesz numerem dwa. Bo numer jeden w życiu dziecka jest jeden – to jest matka. To jest przywilej rodzicielki, który ma też swoją cenę. Głównie na zewnątrz. Dlatego utopią jest pełne równouprawnienie. Równouprawnienie jest możliwe tam, gdzie wszyscy są tacy sami. A tak nie ma nigdzie. Dlatego ojcostwo to też droga pokory (…) Trzeba ojcom wykonać dzisiaj ogrom pracy.
Wraz z wysypem setek podręczników o wychowaniu opieka nad dziećmi przestała być sprawowana intuicyjnie. Współczesne rodzicielstwo jest często zdyscyplinowane, oparte o jakąś nadrzędną ideę, wyznawany przez rodziców zespół wartości i zasad, ukryty pod hasłami typu “Montessori” albo “Jesper Juul”. Zaangażowani ojcowie nie pozostają w tyle za matkami, jeśli chodzi o orientację w aktualnych trendach rodzicielskich – są wśród nich “bliskościowcy” (np. https://www.facebook.com/BliskosciowyNinja), ojcowie wychowujący dzieci w duchu NVC, jak Kamil Nowak, lub ojcowie specjalizujący się w konkretnym obszarze wychowania – jak Jarek Kania z Ojcowskiej Strony Mocy, edukujący w zakresie bezpieczeństwa dzieci w cyfrowym świecie. Zaangażowani ojcowie, traktowani przez świat zewnętrzny nieufnie i często podejrzewani o nieporadność, szczególnie mocno mogą potrzebować przepisów i paradygmatów, którym mogą być wierni i dzięki którym poczują się tak samo kompetentni, jak mamy.
Życie internetowego taty to mieszanka nieustannego uczenia się (od własnych dzieci i od specjalistów od dzieci), uczenia innych (że ojciec zajmujący się dzieckiem na sto procent jest tak samo dobry, jak matka i nie ubywa mu od tego męskości) i frustracji (związanej z ugruntowanym w kulturze postrzeganiem roli matki jako nadrzędnej i wyjątkowej, a ojca – jako jej uzupełnienia lub substytutu). Najbardziej autentyczne w komercjalizujących się z prędkością światła ojcowskich blogach i profilach są te fragmenty, w których ojcowie opowiadają o swojej niedoskonałości, niekonsekwencji, a nawet o braku rodzicielskiej satysfakcji. “Posiadanie dzieci jest męczące” – pisze Kamil Nowak. “Nagle pojawiło się dziecko, i nie umiałem jakoś wejść w świat wygłupiania się, czytania śmiesznie bajek, czy udawania, że jestem Kenem. To trochę takie żenujące było dla mnie i serio, wstydziłem się” – pisze autor bloga “Tata w pracy”. A autorzy bloga “Tata nie ma siły” pomiędzy zabawnymi dykteryjkami z życia ojców dają wprost do zrozumienia, że często nie mają siły.