Rodzicielstwo w pojedynkę
Autorka: Monika Stefanowicz, Menadżerka w dziale księgowości, State Street Bank
Decyzji o rozstaniu i reorganizacji dotychczasowej rodziny towarzyszy niewyobrażalny ładunek emocji. Dochodzi do zderzenia odczuć osób dorosłych z emocjami dzieci. Rodzice samotnie wychowujący dzieci oprócz standardowych wyzwań związanych z dorastaniem podopiecznych, organizacją życia domowego i zawodowego, mają dodatkowy ciężar do udźwignięcia. Muszą odnaleźć w sobie energię, która pozwoli im zbudować od podstaw nową, szczęśliwą rodzinę.
Ciężko jest patrzeć, jak rozstanie rodziców zmienia zachowanie dzieci. Jak radosne i otwarte zamykają się w sobie, odsuwają od rówieśników i otoczenia. Jak tworzą wyidealizowany obraz poprzedniej rodziny i brakującego na co dzień drugiego rodzica. Trudno też jest samemu zorganizować nowe życie rodziny, szczególnie jeśli niektórzy z jej członków wymagają rehabilitacji czy leczenia.
W naszej kulturze, kiedy mówimy o samotnym rodzicielstwie, podświadomie nasuwa się nam obraz samotnej matki. Ojcowie decydujący się na samotne rodzicielstwo stają więc jeszcze przed dodatkowym wyzwaniem – obalaniem stereotypów. Codziennie muszą udowadniać, że doskonale radzą sobie ze wszystkimi obowiązkami i potrafią zadbać o własne dzieci. Są przy tym bacznie obserwowani przez otoczenie.
Rodzicielstwo w pojedynkę nie jest łatwe ani dla kobiety, ani dla mężczyzny. Jednak, na przekór wszystkiemu, udaje się wielu osobom. Tak, jak Krzysztofowi wychowującemu córkę z porażeniem mózgowym czy Paulinie wychowującej dwóch synów. Oboje łączą opiekę nad dziećmi z pracą zawodową w State Street Bank.
Krzysztof – tata samodzielnie wychowujący 9-letnią córkę cierpiącą na dziecięce porażenie mózgowe
Krzysztof samotnie wychowuje córkę z niepełnosprawnością fizyczną. Julia porusza się na wózku inwalidzkim, mówi powoli, ma też problemy z pisaniem. Uczęszcza do klasy integracyjnej powszechnej szkoły podstawowej, w której nauczyciel wspomagający pomaga jej w codziennej nauce.
– Klasy integracyjne są szczęściem i nieszczęściem równocześnie – mówi Krzysztof. – Szczęściem, bo nawiązują się kontakty z rówieśnikami, a nieszczęściem, bo dziecko z niepełnosprawnością fizyczną dostrzega wszystkie swoje ograniczenia. Podobnie jest zresztą na placu zabaw – dodaje. – Julia niechętnie spędza tam czas, nie mogąc uczestniczyć w zabawach często związanych z bieganiem.
Kilka lat temu życie Krzysztofa wywróciło się do góry nogami. Po rozstaniu z żoną przeprowadził się z Warszawy do Gdańska, biorąc pod opiekę ich córkę. Nie obawiał się trudu fizycznej opieki na córką – doświadczenie zdobył, pracując jako ratownik medyczny. Musiał jednak zadbać o swoje zdrowie i odpowiednie warunki do wychowywania Julki. Zdecydował się zmienić mieszkanie, ponieważ ówczesne nie miało windy i Krzysztof codziennie musiał wnosić córkę na rękach.
– Codzienne przenoszenie i podnoszenie Julii jest wystarczającym obciążeniem dla mojego kręgosłupa –mówi.– Julia bardzo lubi spacery i często wychodzimy z domu, dlatego brak windy był dla nas bardzo dużym utrudnieniem. Do tego dochodzi codzienna fizyczna pomoc przy ubieraniu się, jedzeniu, myciu – dodaje. – Ale najtrudniej jest poradzić sobie nie z fizycznym obciążeniem, ale z emocjami, kiedy Julia zaczyna bardzo głośno krzyczeć lub histerycznie się śmiać – dodaje.
Głośny krzyk Julii nie raz sprowadził na Krzysztofa problemy. Zdarzało się, że sąsiedzi lub inne postronne osoby zakładały, że córce pozostawionej pod opieką taty dzieje się krzywda. Były już interwencje policji i kuratora rodzinnego.
Ale nie tylko z takimi problemami boryka się Krzysztof. Nadrzędnym jego celem jest usamodzielnienie się córki. Dużo pracy i cierpliwości wkłada w codzienne zachęcanie jej do samodzielnego wykonywania niektórych czynności, jak na przykład ubieranie się czy sprzątanie. Jednak największe postępy przynosi regularna rehabilitacja, która jest niezbędna w tym okresie rozwoju. To, czego mona nauczyć 9 czy 10-letnie dziecko w późniejszych latach nie będzie już niestety możliwe. Dlatego Julia jeździ dwa razy w roku na turnusy rehabilitacyjne, na razie pod opieką taty. Choć Krzysztof powoli rozważa zrobienie następnego kroku i zdecydowanie się na samodzielny pobyt córki w placówce. – Podczas turnusów dzieci mają całodobową opiekę specjalistów – mówi. – Może w końcu czas zaufać komuś innemu?
W codziennej opiece Krzysztof czasem może liczyć na wsparcie swoich rodziców oraz matki Julii. Główny ciężar opieki spada jednak na niego. – Państwo nie gwarantuje żadnej opieki psychologicznej, która bardzo by się tu przydała. Zarówno dorastającym dzieciom, jak i ich opiekunom.
Wiele trudnych decyzji przesuwa się na rodziców. Lekarze przedstawiają możliwości zabiegów, terapii czy operacji, ale to rodzic musi podjąć ostateczną decyzję. Bardzo trudno to zrobić, kiedy brak specjalistycznej wiedzy i trzeba opierać się na opiniach różnych ekspertów. Pacjent nie znajduje się pod opieką jednego lekarza prowadzącego, który mógłby doradzić, ale kilku specjalistów, których opiekunowie muszą samodzielnie szukać w różnych poradniach specjalistycznych. Dodatkowym problemem są fundusze. Nawet jeśli rodzic jest przekonany o konieczności danej terapii, musi mieć na nią środki. Różne fundacje starają się organizować fundusze, ale potrzeby są ogromne. Rodzice pozostają z tymi wszystkimi problemami sami i bez profesjonalnego wsparcia psychologa jest im jeszcze ciężej. – Ciągłe szukanie funduszy, proszenie fundacji i ludzi o wsparcie jest bardzo upokarzające – mówi Krzysztof. – Do tego świadomość niekończących się wydatków… To po prostu człowieka przytłacza.
W tym wszystkim rodzice nie mogą zapominać o sobie. Pracują, rozwijają się, kształcą, ponieważ kiedy całkowicie poświęcą się opiece nad dzieckiem, powrót na rynek pracy jest bardzo trudny.
– Pracodawcy zawsze pytają o przerwy w zatrudnieniu, a kiedy słyszą o opiece nad dzieckiem z niepełnosprawnościami, zastanawiają się, czy wpłynie to na wydajność w pracy czy dostępność zatrudnionej osoby – mówi Krzysztof.– Duży komfort daje praca zdalna czy elastyczne godziny pracy. Ja na przykład, dzięki temu mogę pracować nawet podczas turnusów rehabilitacyjnych Julki, kiedy znajduje się ona pod opieką specjalistów –dodaje. – Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której nie mógł bym się spełniać zawodowo.
Paulina – mama samotnie wychowująca dwóch synów: 5-latka i 10-latka
Największym wyzwaniem była dla mnie sama decyzja o rozstaniu z mężem. Od lat czułam i widziałam, że nie układa nam się dobrze. Dlatego zdecydowałam się pracować nad sobą pod okiem zaufanego terapeuty i dopiero wtedy poczułam się przygotowana, żeby udźwignąć tę decyzję.
Rozmowa ze starszym synem była bardzo trudna: zareagował gwałtownym płaczem i złością. Pozwoliłam mu wyrzucić z siebie wszystkie emocje i dopiero po pewnym czasie mogliśmy spokojnie porozmawiać. Pojawiło się dużo pytań z jego strony: dlaczego, czyja to była decyzja, czy jeszcze jest szansa, że tata znowu będzie z nami…
Było mi bardzo ciężko odpowiadać, ale właśnie dzięki pracy z terapeutą wiedziałam, jak spokojnie wytłumaczyć dzieciom całą sytuację. Nigdy nie obwiniałam byłego męża o przyczynę rozstania, nie zrzucałam winy na niego. Bardzo zależy mi, aby dzieci miały z nim dobry kontakt, dlatego własne uczucia starannie oddzielam od tego, co przekazuję synom.
Na początku było nam wszystkim ciężko. Chłopcy byli zdezorientowani, a straszy syn miał problemy z koncentracją. Zmiany były zauważane w szkole, przedszkolu czy na treningach. Z czasem, po wielu rozmowach, ich zachowanie na szczęście wróciło do normy. Na każdym etapie starałam się okazywać im wsparcie.
Były mąż regularnie widuje się z dziećmi. Razem ustaliliśmy terminy spotkań i wspólnie spędzanego czasu. Młodszy syn ciągle bardzo tęskni za tatą. Stworzył sobie jego perfekcyjne wyobrażenie i lubi z nim spędzać każdą wolną chwilę. Starszy syn już przywykł do sytuacji i nie zawsze korzysta z wizyt u taty– czasem, jeśli chce coś zrobić w domu, to woli z wizyty zrezygnować. Szanuję jego decyzje i nie zmuszam do niczego.
W zakresie bieżącej opieki nad chłopcami mogę też liczyć na pomoc mamy oraz zaprzyjaźnionej sąsiadki. Wyzwaniem dla nas jest organizacja świąt, wakacji czy różnych okoliczności. Dopiero teraz zauważyłam, że w gronie znajomych przeważają jednak pełne rodziny, które spędzają ten czas raczej we własnym gronie. Nie czuję się wykluczona czy osamotniona, ale byłoby miło poznać osoby w podobnej sytuacji. I posłuchać ich doświadczenia.
Fotografia: Kids vector created by rawpixel.com – www.freepik.com