A co na to wszystko tata?
Naprawdę nie wiem kto nazwał urlop macierzyński i rodzicielski, „urlopem”. Wiemy doskonale, że nie wszystkie dzieci tylko śpią i jedzą (a nawet takie są wielką rzadkością). Narodziny dziecka to naprawdę wymagający czas dla całej rodziny – zarówno dla kobiety, która przebywa z dzieckiem 24/h na dobę, jak również dla mężczyzny, który w powszechnej ocenie jest „żywicielem rodziny” i to od niego oczekuje się, że zarobi na dom. Te oczekiwania nakładają ogromną presję na oboje rodziców, choć w zupełnie w innym zakresie.
Z perspektywy mężczyzny mogę śmiało powiedzieć, że presja związana ze stabilnością zawodową i finansową jest ogromna, co powoduje dodatkowy stres i obawy o utratę pracy dużo większe niż do tej pory. Cały czas, w naszej świadomości, dominuje przekonanie, że to kobieta powinna zostać z dzieckiem w domu, bo lepiej się nim zajmie, zwłaszcza w początkowym okresie. Oczywiście to ważne, aby mama była blisko i szczególnie w pierwszych miesiącach życia malucha są momenty, kiedy jest nie do zastąpienia, zwłaszcza w kontekście karmienia piersią. Zaryzykowałbym jednak stwierdzenie, że tata jest w tym wszystkim równie ważny i to nie dlatego, że zabezpiecza byt rodziny finansowo.
Uważam, że każde z rodziców, jest w równym stopniu odpowiedzialne i zdolne do tego, żeby przejąć opaskę kapitana rodzinnej drużyny, a najlepiej gdy się nią wymieniają. Jestem tatą dwójki dzieci a zawodowo zajmuję się rekrutacją. Smuci mnie to, że w naszej kulturze nadal głównie od kobiet oczekuje się, że to one zajmą się dzieckiem. Oprócz presji ze strony społeczeństwa, dodatkowym elementem jest również prosty rachunek ekonomiczny i analiza tego, co się bardziej „opłaci” w odniesieniu do budżetu rodzinnego. Coraz częściej Jednak to kobiety grają pierwsze skrzypce w aspekcie przychodów, a dysproporcja między tym kto więcej wnosi do budżetu domowego wydaje się coraz mniejsza, zwłaszcza w kontekście pracy i życia w miastach. Być może podważenie argumentów finansowych doprowadzi do weryfikacji filtrów kulturowych i obnaży pewne stereotypy płciowe, dla których coraz mniej przestrzeni w naszym świecie. Rzekłbym nawet, że tkwienie w tych schematach nie opłaca się.Tracą na tym kobiety, mężczyźni i dzieci – i jest to poparte wieloma badaniami.
Wróćmy do wątku „urlopu macierzyńskiego i rodzicielskiego”, które nie mają wiele wspólnego z urlopem. Świeżo upieczona mama jest pod wielką presją zarówno swojego otoczenia, ale często narzuca ją sobie sama – bo przecież jest mamą i powinna sobie radzić, bo jej mama sobie radziła i sąsiadka sobie radzi i ta mama z Instagrama też sobie świetnie radzi. To oraz realny trud związany z zajmowaniem się maluszkiem, to bardzo wyczerpujący i wymagający czas dla kobiety, zarówno pod kątem fizycznym, jak również psychicznym. Potrzebne jest mocne wsparcie ze strony partnera. Choć od razu zaznaczę, że irytuje mnie słowo „wsparcie”, kojarzy mi się z poklepywaniem po plecach. Widzę rolę taty jako równorzędnego partnera, który angażuje się w takim stopniu, aby kobieta miała realne wsparcie i poczucie, że nie dźwiga tego trudu sama.
Kolejnym elementem, który jest dla kobiety przytłaczający, to fakt, że martwi się o swoje życie zawodowe, co jest zrozumiałe. Jako osoba rekrutująca od ponad 12 lat, nasłuchałem się wielu takich historii. Kobiety wracają na rynek pracy i nie chodzi o to, że nie mają gdzie wrócić, bo mają. Chodzi o to, że wracają już do trochę innej organizacji, wracają do nowych osób, czasem do nowego przełożonego. To nowe otoczenie zwiększa dawkę i tak niemałego stresu związanego z pozostawieniem dziecka pod opieką innej osoby, często obcej – niani czy opiekunki w żłobku.
To co może kobietom ułatwić czas powrotu do pracy i zwiększyć ich poczucie komfortu to podział urlopu rodzicielskiego z ojcem dziecka. Co więcej korzyści z takiego rozwiązania sięgają dużo dalej, żeby nie powiedzieć na całe życie. Patrząc krótkoterminowo, kiedy mama wraca do pracy, dziecko pozostaje pod opieką zaufanej bliskiej osoby. Długoterminowo, tata, który ma szansę samodzielnie zająć się dzieckiem na cały etat zyskuje wprawę w obowiązkach rodzicielskich i ma przestrzeń na stworzenie bezpiecznej więzi z maluchem bez nadzoru mamy. To doświadczenie wpływa pozytywnie na jego poziom rozumienia potrzeb dziecka i zaangażowania w wychowanie i sprawy domu. To zwiększa poziom rozumienia partnerki. Poza tym ma szansę na odpoczynek od pracy, zdystansowanie się, zastanowienie się nad swoimi priorytetami w życiu. Taki czas jest bardzo cenny, gdyż pozwala spojrzeć z innej perspektywy na swoje życie zawodowe i podejmowane decyzje.
Mogę z autopsji powiedzieć, że budowanie od samego początku więzi z dzieckiem przez tatę jest bardzo cennym i niepowtarzalnym doświadczeniem. Pewnych spraw nie da się nadrobić w krótkim czasie, a będąc w pracy w ciągu dnia nie ma się takiego kontaktu z dzieckiem – zwłaszcza, że mężczyźni, którzy odczuwają presję utrzymania rodziny, często pracują jeszcze ciężej i dłużej.
Podział urlopu rodzicielskiego między rodziców buduje zdrową równowagę w rodzinie i w życiu każdego z rodziców indywidualnie. Jeśli ktoś mówi, że zależy mu na work-life balance, to niech zacznie od dzielenia się urlopem rodzicielskim. Zarówno jako tata i jak jako osoba zajmująca się rekrutacją, uważam że wszystkim to wyjdzie na dobre – zarówno rodzicom i dzieciom jak i pracodawcom.
Na koniec jeszcze jedna ważna obserwacja z mojej praktyki zawodowej. Często spotykam się z kobietami, które po urodzeniu dziecka (bądź dzieci) wracają na rynek pracy. Na spotkaniach rekrutacyjnych nie wierzą w siebie, mają wątpliwości, co do swoich kwalifikacji i tego, czy poradzą sobie w nowym miejscu pracy. Widzę tutaj ogromne pole do popisu dla partnerów. Wsparcie swojej partnerki w procesie powrotu do pracy, aby uwierzyła w siebie i swoje możliwości, jest nie do przecenienia. Z doświadczenia widzę,że, przeciwieństwie do kobiet, mężczyźni często na rozmowach kwalifikacyjnych przeceniają swoje kwalifikacje i doświadczenie, mocno przekoloryzowują swoje osiągnięcia. Może czas oddać trochę tego wigoru swoim partnerkom i pomóc im w pełni wykorzystać swój potencjał. Na pewno nikt na tym nie straci. Zaryzykuję wręcz, że dzięki temu wszyscy będziemy mogli żyć w znacznie lepszym świecie – zarządzanym w równym stopniu przez mężczyzn jak i kobiety.