Matka Polka w Australii
Gdy urodziłam pierwsze dziecko w szpitalu pod Lublinem, wydawało mi się, że zawsze będziemy mieszkać na Lubelszczyźnie. Rodząc drugie dziecko w Krakowie, mieliśmy kupioną działkę i gotowy projekt domu, by tam zapuścić swoje korzenie. Gdy rodziłam trzecie dziecko, mieszkaliśmy od roku w Sydney, choć nigdy nie planowaliśmy emigracji. Mając doświadczenie życia z dziećmi zarówno w kraju nad Wisłą jak i na słonecznych Antypodach nie da się uniknąć porównań.
Dzisiaj opowiem wam o tym, co pomogło mi odnaleźć się w emigracyjnej rzeczywistości macierzyństwa.
Gdy opuszczaliśmy Polskę nasza córka miała 14 miesięcy, a syn niecałe 3 lata. Aby wspierać łagodny i dobry start moich dzieci w nowej rzeczywistości, postanowiłam znaleźć miejsca, inicjatywy, które będę wspierały ich rozwój językowy, społeczny w atrakcyjnej i przyjaznej dla nich formie. Jednocześnie mnie, pozwolą zawrzeć pierwsze znajomości z innymi mamami, poznać naszą okolicę, wniknąć w jakąś lokalną społeczność. Nie było to trudne, albowiem w Australii istnieje mnóstwo takich inicjatyw.
Pierwszą, o którą chcę wam opowiedzieć są tak zwane Playgroupy (ang. Playgroups). To zajęcia dla rodziców z dziećmi, zazwyczaj w wieku 0-5 lat. Odbywają się przed południem i trwają 1,5-2 godziny. Niektóre są darmowe, niektóre kosztują 2 czy 5 dolarów za sesję. Scenariusz jest mniej lub bardziej ustrukturyzowany, ale w większości miejsc wygląda podobnie. Są elementy wolnej zabawy – w większości sal są zabawki, stoliki, przestrzeń przygotowana dla dzieci. Często jest czas na wspólną pracę plastyczną, czytanie lub zajęcia muzyczne. Jest przerwa na wspólne drugie śniadanie, czyli „morning tea”. Ideą playgroupy jest zabawa i kontakt społeczny dla dzieci oraz ich opiekunów. Playgroupy najczęściej organizowane są przy kościołach różnych wyznań bądź przy community centres czyli australijskich odpowiednikach znanych nam miejskich domów kultury.
Kolejną inicjatywą są Storytime czyli bezpłatne zajęcia organizowane w lokalnych bibliotekach. W czasie ich trwania czytane są książki dla dzieci i często towarzyszą temu jakieś rymowanki, piosenki aktywizujące czy rozmowy o przeczytanym fragmencie. Trwają zazwyczaj około godziny i prowadzone są przez pracowników biblioteki. Świetny sposób, by zaznajomić dziecko z biblioteką i wypożyczyć książki oraz poznać sąsiadki z osiedla.
Wartą uwagi i rozpowszechnienia inicjatywą są grupy dla mam Mothers’ groups. Matki noworodków, urodzonych w określonym czasie i zamieszkałych na danym obszarze, są zapraszane do stworzenia lokalnej mothers’ group. Dzięki temu mogą się spotykać w bliskiej okolicy i rozmawiać o podobnych tematach, wyzwaniach z uwagi na zbliżony wiek dzieci. Uważam, że to niezwykle wspierające, szczególnie na początku macierzyńskiej drogi, aby mieć wokół siebie inne kobiety, z którymi możesz dzielić swoje trudy, radości czy wątpliwości.
Skąd dowiedziałam się o tych wszystkich miejscach? Przede wszystkim korzystając z wirtualnych grup i forów. Moim głównym źródłem informacji była grupa dla polskich mam oraz grupa mojej dzielnicy (obydwie znalazłam na facebooku). Gdy wyszłam z pytaniem – co warto zobaczyć w okolicy, gdzie się udać, który plac zabaw jest przyjazny i które muzeum warto odwiedzić – posypały się propozycje, recenzje i rekomendacje. I w ten sposób dowiedziałam się, który karnet do Luna Parku jest najbardziej opłacalny, że mam na wyciągnięcie ręki bardzo przyjazne dzieciom zoo, a centrum jest świetne muzeum, w którym można spędzić cały deszczowy dzień. Wystarczyło tylko zapytać, a mnóstwo serdecznych mam wyciągnęło pomocną dłoń. Część z nich udało mi się potem poznać, kilka z nich jest moimi dobrymi koleżankami do tej pory. Internet to niesamowite narzędzie nie tylko informacji, ale i komunikacji!
Trudno jest mi wyobrazić sobie moje emigracyjne początki bez wsparcia innych osób. Byłam niezwykle zaskoczona życzliwością innych matek. Odpowiadały na moje pytania, tłumaczyły mi bardzo podstawowe rzeczy. Szczególną życzliwość dostałam od Polek, które same często przechodziły podobną drogę na emigracji. Mam wrażenie, że w Australii jako mama, mówię nie tylko po polsku i angielsku, ale mam jeszcze inny, uniwersalny język. Macierzyństwo. To ciepłe, nieosądzające spojrzenie, to drobny gest, pomoc, uśmiech. I ten język jest uniwersalny.
Jeśli zaczniesz nim mówić – dogadasz się z mamami na całym świecie. Albowiem wbrew pozorom tak naprawdę więcej nas łączy niż dzieli!
Już wkrótce nowe wpisy w naszym cyklu Mamy na świecie!