Moje przyjaciółki Mamy
Dziś przy Okazji Dnia Kobiet, postanowiłam podziękować moim przyjaciółkom, koleżankom, siostrze i wszystkim kobietom, które zanim zostałam mamą, umawiały się ze mną na wyjścia, kolacje, spacery. Rozmawiały długo przez telefon.
Wychodziły do kina, do klubu, czy po prostu znajdowały dla mnie czas, same już tymi mamami będąc…
Przed narodzinami Gajki, a właściwie przed narodzinami mnie jako rodzica, nie miałam pojęcia w jakiej żyję bańce nieświadomości. Ile wysiłku i jaka logistyka stoi czasem za zwykłym załatwieniem spraw bierzących a co dopiero wyjściem z koleżankami czy choćby na godzinne spotkanie. A jeszcze jak jesteś mamą samodzielnie wychowującą dziecko, bez niań i regularnej pomocy, to to się zaczyna robić jakąś wyprawą na skale Władcy Pierścieni.
Rozmawiałam wczoraj ze znajomą, która właśnie „zorganizowała” wyjście na spotkanie z koleżankami. Wyjście było ważne, bo jedna z nich bierze ślub, no a poza tym Sylwia nie była nigdzie od…roku… Zaczęło się planowanie. Wyglądało to mniej więcej tak:
Dwa tygodnie wcześniej umówiła swoją mamę, że zostanie z małą. Ok. Uff, można szukać stroju. Trzy dni przed, mama się rozłożyła. Sylwia zaczęła dzwonić po koleżankach, które mają dzieci w jej wieku, czy może będzie możliwa jakaś nocowanka? Ale to już TA sobota, więc wszyscy mieli plany. Rozważała Nianię, ale żeby taką nianię ad hoc ogarniać, to na ten moment było dla niej za dużo, zarówno finansowo jak i emocjonalnie, nie chciała robić córeczce mętliku w głowie, że zostaje z nią tak nagle ktoś nieznajomy. Z dużym smutkiem ale też i pokorą, postanowiła, że nie pójdzie. Już miała dzwonić do koleżanek, kiedy zapukała sąsiadka pożyczyć odkurzacz. Sylwia opowiedziała jej sytuacje. Sąsiadka dobrze znała dziewczynkę i zaoferowała , że ona nie ma w ten weekend nic zaplanowane i z chęcią posiedzi z małą, a Sylwia niech trochę odsapnie.
To jest tylko jeden z miliona możliwych scenariuszy, który wydarza się mamom/rodzicom w temacie wychodzenia bez dzieci.
Kiedyś… zabrzmi to potwornie idiotycznie i egoistycznie, zwłaszcza teraz kiedy juz to wiem, ale kiedyś brałam do siebie to, że jakaś moja koleżanka poświęca mi mniej czasu i uwagi. Niby wiedziałam, że dziecko, rodzina, ale żeby nie móc się wyrwać nawet na chwilkę?
No czasem się nie da. A czasem to wymaga potwornej ilości powiązania ze sobą różnych końców. Za takim spotkaniem kryje się góra organizowania, huśtawki emocjonalnej i zbiegów zdarzeń. Czasem to cud, że można po takim wstępie iść gdzieś i się dobre bawić.
Dopiero teraz widzę i rozumiem ile to kosztuje. Czasami dosłownie.
Kiedy okazuje się, że widziałam się z kimś kilka miesięcy temu i nawet tego nie zdążyłam zauważyć. Kiedy wykonuje czternaście telefonów zanim uda się znaleźć dobre rozwiązanie dla mnie i Gai kiedy muszę czy chcę wyjść gdzieś na dłużej albo wieczorem. Nie mówię, ze zawsze tak jest, czy że nie warto, albo, że już trzeba zrezygnować z życia.
Mówię o tym dlatego, ze sama kiedyś sobie nie zdawałam sprawy z tego jak jest to czasem duże poświęcenie i jak w rezultacie tym moim koleżankom na mnie zależy, mimo tego, że mają dla mnie mniej czasu, to ten który mi poświęcają jest nawet cenniejszy.
Dlatego dzisiaj, z miejsca kobiety z trzyletnim doświadczeniem rodzicielskiej logistyki, kłaniam się Wam Mamy. Mamy dbające o relacje, znajdujące czas dla bliskich i dalszych znajomych. Kłaniam się Wam, rodzice, podejmujący codziennie logistycznie i emocjonalnie wykluczające się decyzje.
Dziękuję wstecznie, dziękuję za teraz i dziękuję za każde spotkanie, które się jeszcze nie dokonało
Teraz cenię dużo bardziej każdą poświęconą mi chwile.
Przeczytaj też inne felietony Marii Konarowskiej: Matka, Emocjonalne wifi , Czy my MAMY czas na zdrowie?