Podział obowiązków w opiece nad dzieckiem
Podział obowiązków w opiece nad dzieckiem? Możecie mieć plan, ale i tak będzie spontan!
Przy dziecku zawsze jest coś co zrobienia. ZAWSZE. Plan działania i podział obowiązków na pewno pomaga w organizacji opieki nad maluchem. Ale… najczęściej i tak trzeba improwizować!
Od lipca 2021 r. jestem na urlopie. Najpierw był to urlop macierzyński (żona oddała mi część swojego, to możliwe, nie wymaga wiele zachodu), teraz już rodzicielski. Przez tych kilka miesięcy wypracowaliśmy sobie z żoną system obsługi Heleny. Ale… nasze zamierzenia i plany często można rozbić o kant stołu.
Jak to wygląda na co dzień? Trzymamy się zasady, że każde z nas umie zrobić przy Helenie wszystko (jedyny wyjątek to obcinanie małej paznokci, przerasta mnie to totalnie, musiałbym mieć jakiś mikroskop). Mamy jednak oboje bardziej i mniej ulubione obowiązki.
Od przewijania po zakupy
Przewijanie: moja robota. Jestem w stanie przewinąć Helenę zawsze i wszędzie. Doszedłem do wirtuozerii w tym temacie. Potrzebuję mało czasu, mało miejsca i mało chusteczek. Kluczem jest wygłupianie się i odwracanie uwagi. Gdy Hela skupia się na mnie, zmiana pieluchy zajmuje czasami nawet tylko kilkanaście sekund.
Usypianie: robota żony. Ja też umiem i lubię, ale notorycznie… sam zasypiam. Jeśli więc chcemy mieć czas dla siebie, w objęcia Morfeusza odprowadza Helę mama. Jeśli to koniec dnia i i tak pójdę spać, robię to sam. Wyjątkiem jest usypianie dziedziczki w wózku. Tutaj mam czarny pas Światowej Federacji Usypiania w Wózku i potrafię to zrobić jednocześnie pracując przy kompie.
Kąpiel: praca zespołowa. Ja jestem od spraw technicznych. Woda, wanna, rozstawienie całego zaplecza higieniczno-ręcznikowego, sprzątanie po całej akcji. Generalnie myje żona, ja spłukuję głowę.
Ubieranie/przebieranie: pełna wymienność.
Karmienie: piersią karmi tylko żona. Rozszerzaniem diety staramy się dzielić, ale zdecydowanie częściej Hela je z mamą. Jestem jednak niemal zawsze obok i – jak przy kąpieli – organizuję zaplecze. Czasami sprzątanie trwa dłużej, niż całe jedzenie.
Pranie: moja robota. Kocham to! Od ładowania pralki po zbieranie wszystkiego z suszarki!
Zakupy: praca zespołowa, ale za organizację filarów (pieluchy i nawilżane chusteczki) odpowiadam ja. Musi być zapas oraz zapas zapasu. Nie zasnę, jeśli nie mamy towaru przynajmniej na trzy/cztery dni do przodu.
Zabawa: praca zespołowa z olbrzymim wskazaniem na żonę.
Spacery: jako człowiek na urlopie mam więcej czasu i częściej to ja z Helą zwiedzam miasto (nasz rekord to w sumie 6 godzin poza domem w ciągu dnia). Ale tu też jest remis. Tyle że ze wskazaniem na mnie.
Teoria a praktyka
Tak wygląda teoria. W praktyce bywa tak, że nasze plany i preferencje weryfikuje rzeczywistość. Czyli jak trzeba, to pranie robi żona, a jak jestem sam z Helą, to ja ją nakarmię i dam banana. Jeśli więc szykujecie się na zaplanowanie opieki i obowiązków nad dzieckiem, przygotujcie się, że wasze ustalenia czasami będą tylko na papierze.
To nic złego! Nie irytujcie się tym, nie wińcie za niedotrzymanie zapisów. Takie jest życie. A rodzic musi być gotowy do opieki na 100 proc., a nie na umówione 50 proc. roboty.
Są tylko dwie czynności, którymi się nie wymieniamy. Ja – jak już wspominałem – nigdy nie obcinam Heli paznokci, bo naprawdę boję się, że zrobiłbym jej krzywdę. A moja żona nigdy nie nosi wanienki z wodą. Bo boimy się oboje, że zrobiłaby krzywdę naszym ścianom i podłogom.
Przeczytaj też: Urlop rodzicielski, zyski i straty i tata na macierzyńskim-to jest możliwe