Tato, czytaj!
Czytaj! I zacznij… zanim Twoje dziecko przyjdzie na świat
– Tomek? A może poleciłbyś kilka książek o rodzicielstwie? – zapytali w fundacji. Najpierw się zgodziłem, a potem żałowałem. Bo książek o byciu rodzicem jest masa. Poradników dwa razy tyle. A przecież z książkami jest jak z gotowaniem.
Tak, jak z gotowaniem. Bo gdyby ktoś poprosił Was o polecenie kilku sprawdzonych przepisów na dania, to polecilibyście te, które smakują Wam, a to nie oznacza, że będą smakowały tym, którym polecacie, prawda? I z książkami jest identycznie.
Wziąłem się więc na sposób i przygotowałem listę książek, które nam się podobały i wiele nam dały, ale które już wcześniej polecaliśmy znajomym/przyjaciołom i też mówili: – Super, bardzo ciekawe, dzięki!
Czyli takie, które podobały się nie tylko nam!
1.Seria rodzicielska od “Natuli – dzieci są ważne”. To potężny zestaw, który spokojnie mógłby wypełnić cały ten materiał. Spokojnie warto się za nią wziąć jeszcze przed porodem, drodzy ojcowie. Tak PRZED, bo pierwsze dwie pozycje traktują o porodzie i cesarskim cięciu. “Co on gada, przecież to nie ja rodzę” – pomyśli któryś z was. Tak, nie wy, ale Wasze ukochane kobiety. A wy chcecie być dla nich wsparciem albo przynajmniej wiedzieć cokolwiek o tym, jakie wyzwanie stoi przed matką waszego dziecka. Książki prostym i rzeczowym językiem opisują wszystkie aspekty porodu i cesarki. Mówią też o tym, o co wstydzicie się zapytać. Z tej serii szczególnie polecam też kolejne dwie: “Noszenie” i “Jak zrozumieć małe dziecko”. To taki absolutny must have młodego ojca. Pomagają przejść przez pierwsze miesiące i lata, dużo wyjaśniają i pomagają zrozumieć. Nie, dzięki nim rodzicielstwo nie zamienia się w bajkę. Ale na drodze ojcostwa dostajecie wiele ważnych drogowskazów.
I już pierwsze cztery książki za nami!
2.“Dobra relacja. Skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny” wydawnictwa Mamania. Od razu zastrzegam: to – wbrew tytułowi – nie jest zapis złotych rad, którymi rozwiążecie wszystkie problemy (nie tylko z dziećmi!). Po pierwszej lekturze sporo się naprychałem i nazżymałem. Ale gdy spróbowałem wprowadzić niektóre z technik, okazywały się… skuteczne. Moja ulubiona? “Kuj żelazo póki zimne”. Tak, zimne, a nie gorące. O co w tym chodzi? O to, by nie próbować za wszelką cenę dojść do porumienienia i rozwiązać spór tu i teraz, w emocjach, gdy ubrani stoimy już przed drzwiami, by rozejść się do pracy/odwieźć malucha do przedszkola. Ale na chłodno, w wygodnej dla wszystkich porze, gdy emocje już opadną.
Nie ze wszystkim się w tej książce zgadzam i niektóre wnioski uważam za – niesłusznie- uogólnione. Ale lubię do niej wracać, bo sporo porządkuje w mojej głowie.
3.“Twoje kompetentne dziecko” Jesper Juul, wydawnictwo Mind. Pan Juul to duński terapeuta rodzinny, który od lat działa w branży “rodzina/wychowanie/psychologia”. Jest tutaj kilka ciekawych pomysłów na konkretne trudne sytuacje i bardzo dużo opisów przypadków, z którymi pan Juul miał do czynienia. Jednak to, co jest jej najmocniejszą stroną, jest dla mnie też wadą. O ile w poprzedniej książce rażą mnie niektóre uogólnienia, o tyle tutaj wiele wniosków dotyczy konkretnych rodzin i wydarzeń. Mam też poczucie, że duńskie społeczeństwo, granice i normy jednak dość mocno odbiegają od polskich warunków. Jednak znowu – książka pokazuje ciekawe perspektywy, o których nie miałem pojęcia i dlatego tak mi się podoba. Bo mnie uwiera! No i ważna uwaga: pan Juul sporo swoich przemyśleń opiera na “szacuję”. Czyli na swoich obserwacjach, a nie badaniach.
4.“Co robią uczucia” Tiny Oziewicz z genialnymi ilustracjami Aleksandry Zając wydawnictwo Dwie Siostry. Kto pierwszy raz zajrzy do tej książki, powie, że jest dla dzieci. Kto zajrzy drugi raz, wzruszy się i oceni, że to książka dla każdego. Narodziny dziecka to niesamowita chwila dla każdej rodziny. Ale nie zawsze jest różowo. Towarzyszą nam różne emocje. Mamy potrzebę, by je nazwać. Ta książka jest wtedy jak kocyk w jesienny dzień. Jak cola po wu-efie. Jak goferek z frużeliną wiśniową nad morzem. Otula i przynosi ukojenie. I choć jest dla dzieci, to jest też wielką pomocą dla rodziców. No i jest piękna. Po prostu.
5.”Nowe ojcostwo. Jak być feministycznym tatą” Jordana Shapiro (wydawnictwo Mamania). Książka zwłaszcza dla ojców dziewczynek (ale nie tylko!). Nie jest to lekki i dowcipny poradnik. Shapiro daje do myślenia i momentami męczy. Ale – jako tata – stałem się po lekturze mądrzejszy. Lektura namawia do dania dzieciom swobody w wyrażaniu siebie i myśli. Redefiniuje też nieco rolę ojca. Okazuje się, że nie musimy być 24 godziny na dobę „szefami” swoich dzieci. I że nie zawsze mamy rację. No i że bycie tatą to coś wiecej niż wygłupy z dziećmi. „Ojcowie mają tendencję do spędzania większej ilości czasu na zabawach z dziećmi (…). Co gorsza, nawet ojcowie, którzy uważają się za progresywnych i feministycznych, mają tendecję do postrzegania się jako asystenci i dorywczy opiekunowie dzieci, a nie asertywni administratorzy codziennych obowiązków. Służą pomocą, gdy mama o nia poprosi, ale gdyby zsumowac ich wkład, przypominają bardziej dzieci – ciut starsze rodzeństwo – niż jednakowo odpowiedzialnych rodziców”. Ała, Panie Shapiro!
6.“Bawię się w tatę” Annelise Heurtier i Maureen Poignonec wydawnictwo Słowne. Dostałem tę książkę od żony w prezencie. I znowu: niby to książka dla dzieci (Helena ją uwielbia), ale to też książka dla każdego taty. Uczy, że czułość, delikatność, wsparcie, opieka, dobro i wspaniała zabawa mogą być przymiotami każdego ojca. Jednocześnie – wiem, to już sobie dopowiadam, ale kto mi zabroni – jest czymś w rodzaju pluszowej przestrogi. Według mnie pokazuje, że dzieci doskonale widzą i zapamiętują, jakimi ludźmi i dla nich jesteśmy. I są takie wobec innych. Bądźmy więc tacy, jak chłopiec z tej bajki.
Przeczytaj też: 9 tygodni dla taty, to Twój czas!