Dobre złego konsekwencje
Pandemia przyniosła nam wiele złego. Lockdown dołożył drugie tyle. Ale gdybym miał powiedzieć, co dobrego przyniosła nam obecna sytuacja, oprócz tego, że większość z nas może dłużej pospać z rana, to wskazałbym iż mężczyźni, w swej masie, odkryli, że połączenie pracy i pozostanie w domu z dziećmi, to nie jest bułka z masłem.
Zdarzało się bowiem, że gdy jeszcze w czasach przedcovidowych opowiadałem moją historię o pozostaniu w domu z dziećmi, to część mężczyzn reagowała zdziwieniem, że przecież to żaden wyczyn siedzieć z dzieckiem w domu – ich żony robią to codziennie i się tym nie szczycą, tak jak ja.
A na moje pytanie, dlaczego zatem sami nie zostaną sobie w domu poodpoczywać, skoro to takie lekkie, łatwe i przyjemne, to słyszałem stały zestaw odpowiedzi: „nasza sytuacja jest inna”, „nie stać nas”, „ja się do tego nie nadaję, a ona to lubi”.
Nam mężczyznom, i mówię tu także o samym sobie sprzed lat, bardzo łatwo jest oceniać kobiety i ich trud związany z pozostaniem w domu, z perspektywy biura, w którym każdego dnia spotykamy się z innymi dorosłymi, a nie tymi samymi dwulatkami.
Z biura, w którym załatwiamy przecież same ważne rzeczy – zamówienia na setki tysięcy złotych, kontrakty za miliony czy decyzje wpływające na lokalne społeczności. Jak z takim życiem może równać się przewijanie pieluch, robienie obiadków czy spacerki i wizyty na obowiązkowych szczepieniach?
Aż tu nagle, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wirusowy kwatermistrz wysłał nas z tego biura do domu, gdzie ze zdziwieniem zderzyliśmy się z rzeczywistością, której z powodu 8-10 godzin pracy poza domem, nie mieliśmy szansy doświadczyć, a która była codziennością naszych żon i partnerek.
Doświadczyliśmy na własnej skórze tego, że kilkuletnie dziecko jest w stanie skutecznie sabotować cały dzień pracy w domu. Doświadczyliśmy tego, że możemy dawać z siebie wszystko, a efekty (poza tymi odwrotnymi) niestety nie są widoczne. Doświadczyliśmy tego, że czasem już przed południem mamy nadzieję, że dzień za chwilę się skończy.
I bardzo pragnę wierzyć w to, że gdy sytuacja w kraju i na świecie zbliży się na powrót do tej sprzed epidemii, to będziemy w stanie nie tylko bardziej docenić poświęcenie kobiet, które podejmowały się opieki nad dziećmi w domu, ale że pójdziemy krok dalej i tak jak chłop w Księgach henrykowskich powiemy naszym partnerkom „Daj ać ja pobruszę, a ty poczywaj”.