Rodziny wielokulturowe

Monika Stefanowicz, State Street Bank, Rodzina patchworkowa

Rodziny wielokulturowe

Spotykanie osób z odmiennych kultur to w dzisiejszym świecie zjawisko powszechne, dlatego też ten nowoczesny model rodziny nie jest już egzotyką. Jeszcze dziesięć czy dwadzieścia lat temu obecność cudzoziemców w codziennym życiu budziła emocje. Dziś związki partnerów z różnych kultur są coraz bardziej powszechne.

Z pewnością związki i małżeństwa międzykulturowe nie są łatwe. Inne zwyczaje i poglądy mogą stać się źródłem konfliktu –  w końcu spotykają się różne kultury, inne modele wychowania i partnerstwa, różne języki i religie. Wychowanie dzieci w takich mieszanych kulturowo rodzinach wymaga od rodziców kompromisu i współpracy.

Jakie kompetencje musi mieć rodzina, aby zgodnie funkcjonować? Jak udaje im się pogodzić odmienne modele wychowania? Przestawiam historie kilku pracowników State Street  mieszkających w Polsce, tworzących związki z partnerami z innej kultury.

Monika Markussen, żona Duńczyka, mama dwóch córek

Męża poznałam pracując w poprzedniej firmie. Przyjechał do Krakowa razem z kilkoma innymi Duńczykami na półroczny kontrakt i został w Polsce na kolejne 12 lat. Nie było to jego pierwsze zderzenie z  obcą kulturą ponieważ wcześniej mieszkał w Bułgarii. 

Od początku bardzo mile zaskoczyła go otwartość oraz łatwość z jaką został zaakceptowany w Polsce. Zaskoczył go też rozmach życia kulturowo-rozrywkowego w Krakowie i ilość dostępnych wydarzeń.

W Danii życie płynie raczej wolniej, a przyjaźnie nawiązuje się trudniej. Polska otwartość i gościnność bardzo pozytywnie wpłynęły na jego odbiór naszego kraju.

Różnice pomiędzy naszymi kulturami najbardziej widoczne są w wychowaniu oraz edukacji.  W Danii rodzice nie podpowiadają swoim dzieciom kierunku rozwoju, czy wyboru zawodu. Nie mają wobec nich określonych oczekiwań  czy ambicji i całkowicie akceptują ich wybory. Z drugiej jednak strony, nie ułatwiają dzieciom realizacji ich planów np. wspierając ich finansowo. Każdy musi poradzić sobie samodzielnie. Za to rodzice równie dumni są z syna, który jest pracownikiem budowlanym, jak i  córki,  która została lekarzem.

Edukacja szkolna  z kolei, kładzie gównie nacisk na myślenie kreatywne oraz zajęcia praktyczne. Nie ma tam wyścigu uczniów po „czerwony pasek” czy „wpis do złotej księgi szkoły”. Dzieci nagradzane są za konkretne osiągnięcia, jak np. udział w olimpiadzie. Nie ma prac domowych, a rodzice nie są angażowani w pomoc uczniom w wykonanie zadań. Zderzyliśmy się więc w polskiej rzeczywistości z duńskimi standardami.. Ja ze swojej strony zweryfikowałam moje podejście do edukacji i nie stawiam córkom wygórowanych wymagań. Mąż nie oczekuje od nich zdobywania najlepszych ocen – uważa, że oceny mają być po prostu adekwatne do ich wiedzy.  Mi jednak czasem zdarzy się próba wejścia im na ambicję.. Doceniam duńskie podejście co do praktycznej strony nauki i rozwijanie kreatywności, jednak musimy się dostosowań do wymogów  polskiej szkoły.

W Danii bardzo duża jest świadomość ekologiczna: eliminacja śmieci, oszczędność wody czy segregowanie odpadów jest naturalne. Ważne jest też  codzienne przebywanie na powietrzu bez względu na pogodę. Podstawowym środkiem transportu dzieci do szkoły jest rower, a dzieci w przedszkolach codziennie wychodzą na spacery. Dorośli także często wybierają rower jako środek transportu. W Polsce ta świadomość dopiero się buduje, chociaż w  ostatnich latach  powstają różne programy zachęcające do ekologii, jak np. „Rowerem do pracy”.

Wyzwaniem dla nas jest zapewnienie dzieciom stałego kontaktu z językiem duńskim.  Nie jest to popularny język  Polsce, ja nie miałam okazji się go nauczyć. Mąż porozumiewa się po polsku, ale ze względu na dzieci rozmawia z nimi po duńsku. Z kolei ja z dziećmi rozmawiam po polsku, a z mężem mówimy po angielsku. W taki sposób dzieci zmuszone są do używania języka duńskiego, a przy okazji osłuchują się także z angielskim. Podczas odwiedzin u duńskiej rodziny nie mamy więc problemów z komunikacją.

Od mojego Duńskiego męża nauczyłam się doceniać hugge – wspólne, spokojne spędzanie czasu. Nie musimy nic szczególnego wtedy robić: ktoś czyta książkę, ktoś gra w planszówki, ale wystarczy, że wszyscy jesteśmy razem. On przyzwyczaił się do filmów z lektorem, pokochał  bigos  i z przyjemnością uczestniczy w hucznych weselach.

Anna Maćkowska, żona Szkota, mama 2,5 latka

 Z mężem poznaliśmy się pierwszego dnia mojej pracy w State Street. On przyjechał do Polski po dłuższym pobycie w Hiszpanii, a ja wróciłam po rocznej wymianie studenckiej ze Szkocji. Briana w Krakowie urzekła dynamika miasta, jego rytm i ciągły rozwój. Zresztą nie tylko Brian uległ magnetyzmowi  Krakowa –jego rodzina , znajomi i przyjaciele także pozostają pod urokiem Krakowa. Kilkoro znajomych zdecydowało się nawet tutaj zamieszkać.

Pierwsze  większe różnice wynikające z różnych kultur zauważyłam w momencie, kiedy w naszym życiu pojawiło się dziecko. Podejście do edukacji w Szkocji i Polsce jest jednak inne. W Szkocji kładziony jest duży nacisk rozwój uczniów używając na co dzień urządzeń elektronicznych i to już od samego początku edukacji. Nawet w  przedszkolach dzieci mają własne tablety, na których przeprowadzane są  im testy. W Polsce  staramy sie jednak ograniczać dzieciom korzystanie z urządzeń elektronicznych zachęcając je do tradycyjnych zabaw w domu, czy na powietrzu.

Inne jest także podejście do codziennej opieki nad dziećmi. W Szkocji dzieciom pozostawia sie pewną swobodę w doborze  chociażby ubioru. Nikogo nie dziwi, że nawet  w chłodne dni dzieci biegają w skarpetkach, bez czapek i szalików. W Polsce matka, która nie dopilnuje, żeby dziecko założyło ciepłą czapeczkę i wypiło syropek pełen witamin spotkałaby się zaraz z falą krytyki otoczenia.

Ta swoboda pozostawiania wyboru jest widoczna także później przy wyborze religii. W szkole dzieci uczą się o różnych religiach świata, a rodzice nie ingerują w wybory religijne dzieci.

Różnice widzę też w utrzymywaniu relacji rodzinnych. W Szkocji są one zdecydowanie luźniejsze niż w Polsce. Dużym zaskoczeniem dla mojego męża był polskie święta Bożego Narodzenia spędzane w domu, z całą rodziną. Długie godziny wspólnego biesiadowania przy stołach, a wcześniej długie godziny spędzone w kuchni na przygotowywaniu posiłków – to było dla niego duże zaskoczenie, niekoniecznie pozytywne. W Szkocji święta celebruje się raczej na zewnątrz, spotykając się w restauracjach, a potrawy się po prostu zamawia.

Oczywistym wyzwaniem naszej rodziny pozostaje kwestia języka. Mąż nie mówi po polsku więc w domu rozmawiamy po angielsku. Zastanawiamy się też nad wyborem przedszkola i szkoły. Mąż jest zwolennikiem placówek dwujęzycznych, ja jednak skłaniam się bardziej ku tradycyjnym, powszechnym placówkom. Język angielski jest obecny u nas na codzień, więc myślę, że jest to wystarczające na tym etapie. Zależy mi bardziej na tym, aby teraz nasze dziecko miało możliwość poznania rówieśników z najbiższej okolicy. A jeżeli w przyszłości zauważymy, że jednak jest potrzeba większej koncentracji na języku to zawsze możemy rozważyć zmianę szkoły na dwujęzyczną.

Czy potrzebne są specjalne cechy charakteru, aby stworzyć rodzinę wielokulturową? Na pewno przydatna jest umiejętność negocjacji i otwartość na argumenty innych. Życie jest sztuką kompromisu i nie wszystko może toczyć się po naszej myśli. Nie liczmy na to, że nas ominą trudne sytuacje. Raczej przygotujmy się na to, aby sobie z nimi radzić. Cierpliwość, konsekwencja, trochę dystansu – i wszystko można ułożyć.

Dodaj komentarz

This will close in 0 seconds