Proza życia
Minęły już dwa miesiące odkąd jestem z Kazikiem na urlopie rodzicielskim. Zastanawiacie się pewnie jak nam jest. Czy Kazio nie tęskni do mamy, czy ja sobie radzę bo przecież mamą nie jestem???? Pierwszy miesiąc to był taki miesiąc miodowy, euforia radość nadzieja itd. Cieszyło mnie to, że udowadniam, że nie tylko matka, ale i ojciec może zająć się dzieckiem na stałe przez dłuższy czas – nie tylko na chwilę kiedy mama na macierzyńskim chce wyskoczyć do sklepu czy mieć „swój czas”.
Pisanie tych felietonów daje mi dużą radość. Mogę pokazać innym ojcom prawdziwą stronę urlopu rodzicielskiego – tę dobrą i fajną, ale także tę codzienną mozolną, ale o tym za chwilę????
Pierwszy miesiąc to także radość z dużej ilości czasu spędzonego z Kaziem na zabawach, wygłupach, spacerach, śmianiu się itp. To także miesiąc odpoczynku od pracy, szczególnie odpoczynku psychicznego, zejście z wysokich obrotów na „Kaziowe” obroty. To był fajny czas, aczkolwiek już wtedy coraz bardziej zaglądał do mnie i nie chciał odejść temat pod nazwą codzienność. Zaglądał, zaglądał a jak minął pierwszy czas euforii to zajął pierwsze miejsce i zaczął dominować☹
Jestem mężczyzną i moim żywiołem są zadania. Jestem zadaniowcem. Wielu z nas facetów jest! Lubię akcję, kiedy coś się dzieje. Lubię sferę, w której czuję się pewnie. A tu drugi miesiąc zacząłem poruszać się w sferze, w której mniej się dzieje w stosunku np. do mojej pracy. Dodatkowo jednym z ważniejszych zadań jest gotowanie, w którym jestem słaby. Gotować to ja jeszcze mogę szczególnie, że w związku z moim urlopem rodzicielskim zakupiliśmy robota kuchennego w jednej z sieci marketów, którego bardzo polecam i który bardzo się przydaje. Niby są w nim przepisy, niby ten robot wszystko robi, ale jakoś ten robot nie zagląda do lodówki tak jak robi to moja żona. Nie patrzy na półki i nie myśli „hmmm, mam pora i ser pleśniowy i podkład francuski to zrobię tartę”. Nie, co to, to nie☹ Jemu trzeba zaznaczyć co on ma zrobić, a on wtedy to zrobi. Ale kto ma mu to powiedzieć? Hmmmm – wygląda na to, że przez jakiś czas ja☹
Największy mój problem, aczkolwiek w rozmowach z mamami usłyszałem, że ich też ( trochę się ucieszyłem jak to usłyszałem bo stwierdziłem, że może nie będzie tak źle????), to wymyślanie co ugotować. To jest po prostu koszmar. Ja w ogóle nie mam wyobraźni kulinarnej. Jak mi jeszcze żona powie zrób jutro krem z białych warzyw to super. Zresztą to jeden z najlepszych przepisów w robocie – polecam! Jak ktoś będzie chętny to podrzucę????. Kiedy żona wraca z zakupów z porcją rosołową to ja albo robot zrobimy tę zupę, ale wymyślić co zrobić, ufff – to wyższa szkoła jazdy. Ciekawe czy się tego nauczę. Mam w sumie jeszcze kilka miesięcy???? Dam Wam znać czy mi się udało tego nauczyć czy nie.
A na razie wracam do Kaziczka. Pobudujemy jeszcze klocki, które Kazik natychmiast zburzy. Zjemy coś, bo w razie czego są jeszcze słoiczki, kaszka i ryż. Czasem też żona mnie wspiera gotowaniem. Pójdziemy sobie na spacer, który Kazik uwielbia. Cieszy się kiedy może opuścić dom, który już mu się trochę znudził i popatrzeć na budzącą się powoli do życia przyrodę.
Pocieszyła mnie też pewna mama, która powiedziała, że jej też teraz ciężej niż przy pierwszym dziecku. Nie ma warsztatów dla dzieci. Restauracje/kawiarnie zamknięte i nie ma gdzie się spotkać z innymi rodzicami i dziećmi. Także zrozumiałem, że mój drugi, trochę cięższy miesiąc, jest też ciężki dla doświadczonych matek i poczułem się, że nie tylko ja tak mam????
Wkraczam w miesiąc trzeci z nadzieją i radością, że dajemy radę. Pozdrawiam Was i do usłyszenia za miesiąc!