Szersza perspektywa służy całemu społeczeństwu i jednostce

społeczeństwo

Szersza perspektywa służy całemu społeczeństwu i jednostce

Wywiad z prof. Ireną E. Kotowską, demografką ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, honorową  przewodniczącą Komitetu Nauk Demograficznych PAN.

W życie weszła ustawa wdrażająca dyrektywę work-life balance. To może budować wśród pracowników przeświadczenie, że preferowani są rodzice, a osoby bezdzietne czy single muszą za nich pracować? 

Nie można dzisiaj rozmawiać o środowisku pracy, traktując pracowników tylko jako indywidualnych uczestników życia zawodowego, bez uwzględnienia całego zaplecza rodzinnego. Część pracowników ma zobowiązania, część nie ma, a część może mieć w przyszłości. Dlatego rozważyłabym to zagadnienie w kategoriach bycia członkiem pewnej wspólnoty i  solidarności zarówno wewnątrzpokoleniowej, jak i międzypokoleniowej. Sięgam po takie kategorie szersze, ale sądzę, że właśnie do tego się trzeba odwołać. 

To oznacza, że społeczność, jej członkowie, ale także państwo odpowiedzialne za organizację życia tej społeczności muszą brać pod uwagę właśnie te wzajemne relacje. Reakcje, że “inni mają lepiej”, albo “mi się wydaje, że mają lepiej”, czy że “oni mieli lepiej” są prawdopodobnie związane z rosnącym indywidualizmem.  I rzeczywiście zmiany społeczne i kulturowe wskazują, że indywidualizm w  znaczącym stopniu determinuje nasze zachowania. 

Odwołałabym się zatem do argumentów z poziomu makro i poziomu mezo.

Z perspektywy makroekonomicznej wiemy, że trendy zmian struktury wieku wskazują na to, że liczba osób w wieku produkcyjnym spada, czyli będzie coraz mniej pracowników na rynku pracy. Kluczowe staje się zatem jak najefektywniejsze spożytkowanie tych malejących zasobów pracy.

Zrozumiałe zatem jest, że pracodawca chce stworzyć takie warunki pracy, żeby zachęcać pracowników do pracy w swojej organizacji. W związku z tym poszukuje rozwiązań, które sprawią, że ci, którzy podejmą pracę w danej firmie, czują się w tej firmie dobrze. Skoro są niedobory pracowników,  to należy się liczyć z rotacją kadry, bowiem pracownicy mogą poszukiwać lepszych miejsc pracy. 

W interesie pracodawców jest zatem tworzenie środowiska nie tylko przyjaznego dla rozwoju zawodowego, ale także włączającego i w pewien sposób integrującego pracownika z miejscem pracy. Czyli liczą się nie tylko względy biznesowe, ale też względy społeczne, solidarnościowe. Pracodawcy chcą zabiegać o najlepszych pracowników, w związku z tym budują taką  organizację pracy, która uwzględnia wymagania czy potrzeby pracowników, w tym te związane z organizacją życia prywatnego. Sądzę, że ten trend się będzie nasilać i to nie tylko ze względu na regulacje prawne. Chodzi przy tym nie tylko o dobrą markę firmy, ale o tworzenie warunków zachęcających do podjęcia pracy w danej firmie czy jej kontynuacji. Zatem jest element konkurencji o zasoby pracy.

Czy biorąc pod uwagę wspomniany przez panią indywidualizm, powinniśmy oczekiwać od ludzi tej solidarności, takiej empatii społecznej czy może lepiej odwoływać się do argumentów pragmatycznych – jako społeczeństwo potrzebujemy więcej dzieci, bo to będzie też wiązało chociażby z wypłatami emerytur? 

Rzeczywiście widzę problem polegający na spojrzeniu na dzietność z perspektywy makro, tzn. zrozumieniu,  dlaczego  potrzebne jest więcej dzieci, i połączeniu tego  z perspektywą mikro, czyli autonomią  wyborów rodzicielskich i czynnikami, które na te wybory wpływają. To nie jest łatwe. Przez ostatnie dwie dekady staram się tłumaczyć, że te indywidualne wybory dotyczące dzieci mają znaczenie nie tylko dla życia poszczególnych osób, które tych wyborów dokonują, ale także dla życia innych, dla całej populacji, w tym też dla przyszłości tych dzieci. 

Rzadko bowiem zdajemy sobie sprawę, że dzisiejsze decyzje jednostek dotyczące posiadania dzieci lub nie (oczywiście są też sytuacje, kiedy nie można  mieć dzieci) definiują przyszłość całego społeczeństwa, a nie tylko tych jednostek. 

A ta przyszłość jest definiowana w różnych wymiarach. Z punktu widzenia gospodarki ważne jest, ile osób może być aktywnych zawodowo, czyli wytwarzać produkty i usługi  potrzebne wszystkim, a zatem uczestniczyć w  tworzeniu dobrobytu danego kraju. I tutaj ważna jest nie tyle wielkość populacji, ale jej  struktura wieku – ile mamy osób w wielu do 20 lat; ile powyżej 65 roku życia oraz ile w tzw. wieku produkcyjnym, czyli w wieku  20 – 64 lata. Ta ostatnia grupa tworzy tzw. zasoby pracy.  Ważne są proporcje między tymi grupami i to ile osób może uczestniczyć w rynku pracy, czyli być wytwórcami i konsumentami, a ile osób  jest tylko konsumentami. 

Długookresowe trendy spadku dzietności i umieralności wpływają na zmiany wielkości populacji i jej struktury wieku. Niewątpliwym  sukcesem  cywilizacyjnym jest wydłużanie się długości  życia. I jest to proces masowy. Coraz więcej osób dożywa coraz starszego wieku. Z indywidualnego punktu widzenia dłuższe życie to korzyść – żyjemy coraz dłużej, nasi bliscy coraz dłużej przebywają z nami, czyli wydłuża się czas współegzystowania kolejnych generacji. Z tego się cieszymy. Ale gdy patrzymy na to w skali makro, to oznacza, że rośnie liczba osób starszych – mówimy o starzejącej się populacji i pewnych konsekwencjach tego procesu, rozpatrywanych zwykle jako obciążenia. To pokazuje kontrast między postrzeganiem wydłużenia życia ludzkiego  w wymiarze indywidualnym i w wymiarze całej populacji czy całego społeczeństwa.

A jak powinniśmy na to patrzeć? 

Ja podkreślam, że samo wzrastanie rozmiarów  grupy osób starszych nie jest obciążeniem pod warunkiem, że zrozumiemy, że jest to zmiana nieodwracalna, skutek sukcesu cywilizacyjnego. Ale jest to także wyzwanie – chodzi o to,  jak dostosować do rosnącej liczby osób starszych  gospodarkę i instytucje, w tym system zabezpieczenia społecznego, a także relacje społeczne, w tym relacje wewnątrz generacji i między generacjami. Tym bardziej, że w rosnącej liczbie krajów malejącej umieralności towarzyszy spadek dzietności do poziomu, który nie gwarantuje zastępowalności pokoleń, czyli średnia liczba dzieci na kobietę w wieku rozrodczym (15-49 lat) nie przekracza 2,1. Co więcej, przybywa krajów, w tej grupie jest też Polska, gdzie utrzymuje się tzw. niska dzietność, czy średnia liczba dzieci przypadająca na kobietę w wieku rozrodczym jest mniejsza od 1,5. To  powoduje, że z czasem zaczyna się zmniejszać liczba osób w wieku produkcyjnym. Mamy zatem do czynienia ze stałym wzrostem liczby osób starszych, ale ranga tego wzrostu dla całej populacji jest większa niż w populacji, która ma wyższą dzietność. Ponadto pogarszają się proporcje między kurczącą się grupą  wytwórców a coraz większą grupą konsumentów – dzieci i młodzieży oraz osób starszych, w tym zwłaszcza grupą osób starszych pobierających świadczenia emerytalne.  

Musimy uświadomić sobie te powiązania między wymienionymi trzema grupami osób w skali całej populacji. Te powiązania międzygeneracyjne łatwiej są dostrzegalne w skali mikro w odniesieniu do struktur rodzinnych.  Z punktu widzenia funkcjonowania gospodarki, wytwarzania produktu i odpowiedniej jego dystrybucji, determinujących dobrobyt i jakość naszego życia, ważne jest zatem, żeby rodziło się więcej dzieci. Niska dzietność może oznaczać, że kolejnym pokoleniom będzie się trudniej żyło.  

Według przewidywań do  2050  roku wielkość populacji Polski zmniejszy się o prawie 4  miliony.  To dla mnie nie jest przesłanką do obaw o przyszłość kraju ,  ale niepokoją mnie właśnie przewidywane zmiany struktur wieku i  pogorszenie się proporcji między grupami osób najmłodszych, osób tworzących zasoby pracy i osób starszych.   Grupa osób w wieku 65 lat i więcej wzrośnie prawie o połowę i jednocześnie zmniejszy się znacząco liczba osób w wieku 20-64 lata. W rezultacie  z 30 osób w wieku 65 lat i więcej przypadających obecnie na 100 osób w wieku 20-64 lata w 2050 roku liczba ta zwiększy się do 50 osób. Uwzględniając jeszcze spadek liczby osób w najmłodszej grupie wieku, łączna liczba osób w wieku 0-19 lat oraz 65 i więcej lat przypadająca na 100 osób tworzących zasoby pracy zwiększy się z 33 do 81 w 2050 r. Przede wszystkim zaś niepokoi mnie stan zdrowia ludności, a także możliwości  rozwoju  jej kompetencji i umiejętności funkcjonowania w zmieniającym się świecie, czyli obawiam się o kapitał ludzki  tej populacji.  Zatem w mojej ocenie ważny jest nie tylko aspekt  ilościowy procesów ludnościowych, czyli ile nas będzie i jaka będzie struktura wieku, ale także to kim będziemy jako członkowie tej zbiorowości. 

Z perspektywy kapitału ludzkiego, ale również struktury samej grupy wytwórców ważny jest udział kobiet w rynku pracy?

To jest bardzo ważne. Jak już wspomniałam, jak najlepsze wykorzystanie malejących zasobów pracy jest kwestią  kluczową. Wiąże się to, między innymi, z tym jak długo pozostajemy na rynku pracy. I tu pojawia się istotny  element,  związany z reakcjami na różne rozwiązania wspierające rodziców. Jeżeli będziemy pozwalali na to, że matki nie będą  wracać do pracy po urodzeniu dziecka i nie będzie instrumentów wspierających ich powrót na rynek pracy, to nie unikniemy  długoterminowych  konsekwencji zarówno  na poziomie indywidualnym jak i społecznym. 

Z indywidualnego punktu widzenia dla niektórych kobiet, zwłaszcza tych o niższych wynagrodzeniach, pozostanie w domu może być okresowo korzystne. Jednak z perspektywy długookresowej, czyli  w wymiarze całego trwania życia, to kobieta ponosi konsekwencje tej decyzji. Dłuższa przerwa w pracy  wpływa bowiem na wysokość wynagrodzeń po powrocie do zatrudnienia, a potem na dochody w starszym wieku. Świadczenia emerytalne są też zależne od okresu opłacania składek. 

Natomiast w skali makro takie decyzje  wpływają na wzrost liczby osób, które będą potrzebowały wsparcia w okresie starszym. Ubóstwo emerytalne dotyczy głównie kobiet. Ale przede wszystkim takie decyzje sprawiają, że nie tylko są słabiej spożytkowane coraz mniejsze zasoby pracy, ale także ulegają  deprecjacji ich kompetencje. . To też wpłynie na to, jak będzie funkcjonować gospodarka. Potrzebujemy  więcej, lepiej przygotowanych pracowników, stale  aktualizujących swoje kompetencje. A to wymaga utrzymania powiązań z rynkiem pracy. Reasumując, te decyzje o okresowym wycofaniu z rynku pracy mają skutki społeczne i ekonomiczne zarówno w wymiarze indywidualnym jak i w skali makro.

Uważam, że z tych powodów nie możemy sobie pozwolić na to, żeby część osób, a są to na ogół kobiety, po prostu rezygnowała z udziału w rynku pracy ze względu na zobowiązania opieki nad dziećmi. I o to także chodzi w tej dyrektywie. Nie jest to dobre dla nich, ani nie jest to dobre dla społeczeństwa czy  gospodarki,  jeśli przyjmiemy perspektywę długoterminową i obecne trendy demograficzne. 

Pobierz Przewodnik „Równi w domu-Równi w pracy”

Dodaj komentarz

This will close in 0 seconds