Lekcja: Rodzic
Chyba nie ma na świecie rodzica, który nie stara się, żeby jego dziecko miało najlepiej jak się da. Dla mnie, jednym z takich sposobów na polepszenie warunków w jakich Gaja będzie wzrastać, jest rozwijanie i uświadamianie siebie jako matki, człowieka, partnerki.
Gaja, przychodząc na świat, stała się lustrem naszych emocji, wad, zalet, kompetencji i ich braku. Każde zdarzenie, które nie idzie zgodnie z planem naszych głów (czyli w przypadku rodziców, pewnie jakieś 90% zdarzeń z dziećmi ) pokazuje nowe możliwości nauki o życiu i o sobie. W konfrontacji z rodzicielską rzeczywistością bardzo szybko weryfikują się wyobrażenia.
U nas nastał czas trzylatki! A co za tym idzie, nowy rodzaj buntów, testowania granic i konfrontowania rodziców ze swoimi pomysłami na spędzanie czasu. Jeszcze do niedawna tak właśnie o tym myślałam. Aż zapisałam się na „warsztaty o złości”. Żeby sobie z tą złością, Gai złością na świat i na nas jakoś poradzić. Szybko wyszło szydło z worka, że można sobie dużo książek czytać w samotności, ale jednak grupa i kompetentny psycholog prowadzący to jest zupełnie inna bajka w kontekście zrozumienia co tu się właściwie wyprawia.
Otóż okazało się, że ta jej złość jest czasem zupełnie o czymś innym. Że to w ogóle czasem nie jest złość. Że za tym kryje się góra możliwości, nie zrealizowanych potrzeb. Że tak naprawdę temat o którym jest emocja, czasem nie ma znaczenia. Że najważniejszy jest De facto stan w jakim ja się znajduje i uzupełnienie mojego paliwa, żebym w ogóle mogła Gajce przy tych przeżyciach towarzyszyć. Nie mówiąc już o decydowaniu co robić. Okazało się, że moje reakcje czasem pogarszają sytuacje i tak zwane „Chcę dla ciebie dobrze” może się okazać bardzo złym pomysłem. Ja wiem, że może piszę tu dość enigmatycznie o tym, ale moim celem jest przekazanie tego jak dużo zmieniło dla mnie otwarcie się na pracę ze sobą, bo tak naprawdę to wszystko jest o tym ile ja mam rzeczy do przerobienia. Na to, żeby zrozumieć swoje dziecko, nauczyć się czego jej może być potrzeba i odwrócenie tych wyuczonych mechanizmów mojego pokolenia o „trudnych dzieciach” i przestanie traktowania tego, że dziecko nie idzie zgodnie z tym jak sobie wymyślimy, jakby to było przeciwko nam.
Wydawałam się sobie taka świadoma i poprzerabiana w szerz i wzdłuż. Okazało się, że te programy z mojego dzieciństwa o dzieciach, siedzą tak mocno i trzymają się jakimiś niewidzialnymi szponami, że sama ich nie zauważam w kluczowych sytuacjach, albo używam strategii wyuczonych z poradników, których tak naprawdę nie rozumiem i nie czuję, i dlatego nic nie działa tak jakby się chciało.
Chęć pomocy Gajce w poradzeniu sobie z intensywnością jej przeżyć, pchnęła mnie do najwspanialszych odkryć i ludzi.
Dlatego warto przyglądać się tak zwanym trudnościom w rodzicielstwie jak podczas rzutowania prostokątnego z każdej strony. Ja odkryłam, że najlepiej zacząć od siebie i zadać sobie dobre pytania. Polecam Wam warsztaty, psychologów, terapeutów, grupy dla rodziców. Polecam przyjrzeć się całemu obrazkowi a nie tylko pojedynczej sytuacji.
Przeczytaj też: Wakacje z dzieckiem